źródło: s-t-a-y-i-n-g.tumblr.com |
Spokojnie wyczekujesz tego dnia. Masa zapowiedzi, reklam. Wreszcie jest. Premiera. Odpalasz stronę księgarni, zamawiasz wybrany tytuł, albo lecisz do najbliższego salonu. Jakby do tego nie doszło, odchodzisz w końcu od lady z uśmiechem na ustach i paczką w rękach. Zaczyna się. Wchodzisz dziarsko do domu, witasz się z psem/kotem, nastawiasz czajnik na herbatę. Spoglądasz z niepokojem na regał. Jeden z dziesięciu. Szukasz luki, dwóch (wiadomo, że czterech, bo nie kupujesz tylko jednej książki na raz, tak?!). Zaparzasz (?) melisę, siadasz w fotelu i, mierzona/y (pełnym politowania) wzrokiem ukochanej osoby, ze swym wyćwiczonym wymuszonym uśmiechem, wmawiasz sobie, że to ostatni zakup i przerzucasz się na bibliotekę.
Bycie bibliofilem zobowiązuje. Pobudza wyobraźnię, stale zmusza Cię do rozwoju swoich możliwości strategicznych, bo przecież regał nie jest elastyczny. Muszą być więc Twoje pomysły. Twoje ułożenia. Przekładanie. Układanie. Znowu przekładanie, bo przecież nie może być wyższa między niższymi. Tu znowu wystaje. A tu nie pasuje kolor okładki. Shit. Poziomo? Lipa, przekładasz. Może oddać coś do publicznej? W sumie tego poradnika już nie będę czytać... ale może wnukom się kiedyś przyda. A ta seria? Taka średnia, chyba dalej nie ma co zbierać... ale w sumie ta ostatnia część skończyła się tak, że nigdy nic nie wiadomo. Może jeszcze płyty przeniosę... a nie, to zdało egzamin ostatnim razem. Shiii. To jak? Nowy regał? ;-)
PS. Tak, kupiłam dziś nowe książki.
PS.2. Tak. Przekładałam.
Komentarze
Prześlij komentarz
Cześć, miłego dnia i smacznej kawusi!