juxine.tumblr.com |
Czytać, czy nie czytać? Odpowiedź jest oczywista, dużo większym dylematem staje się kwestia co czytać. Wiadomo, że statystyka kłamie, ale często w badaniach czytelnictwa klaruje się obraz książkowych moli, którzy są ukierunkowani w stronę konkretnego gatunku, czy autora, a wybór książki do lektury rzadko kiedy jest przypadkowy. Mamy więc miłośniczki (i miłośników!) romansu, mamy fanów zombie i powieści post-apo, mamy miłośników szeroko rozumianej fantastyki, a także zagorzałych wielbicieli (palec w górę) powieści kryminalnych.* Jeśli jednak jesteś początkującym czytelnikiem, a zewsząd reklamy, blogi i bookstagramy zalewają Cię tyloma propozycjami książki, że sam nie wiesz co wybrać, to nie czytaj dalej tego tekstu, bo ja Ci chyba nie pomogę.
Jeśli masz swój ukochany, ulubiony, jedyny w swoim rodzaju wart czytania gatunek, to pewnie zerkasz na inne książkowe mole czytające co innego z lekkim przymrużeniem oka. No powiedz, że tak czasem masz! No bo jak można nie kochać Tolkiena, jak można nie zachwycać się Hobbitem, a zamiast tego jarać 50 twarzami Greya. Że co? Przygoda ze smokiem ma być m n i e j ciekawa i ekscytująca? Że niby dla dzieci? Brak Ci w niej doznań i emocji? O, nie, kolego/koleżanko. Tak rozmawiać nie będziemy.
Prosty przykład dwie linijki wyżej to obraz jednego z komentarza dotyczącego wyników badań czytelnictwa ostatnich lat w Polsce. W dyskusji pod artykułem (z jak zwykle zaskakująco niskim czytelnictwem [?!]) któregoś z portali padło pytanie, czy warto czytać, jeśli się czyta „byle co”. W sensie, że jak? Ktoś z góry ustalił jakość książek i lektury? Czy przyjemność z czytania ma płynąć z naszej tak żarliwie zdobywanej w szkole wiedzy na temat literatury? Płynącej oczywiście z dorobku Sienkiewicza i Prusa. Nie mam nic do lektur, osobiście lubiłam je czytać (choć nie wszystkie!), to jednak nie rozumiem w ogóle sensu robienia badań, które mają odpowiedzieć na pytania czy Polacy czytają, jeśli ocenia się ich potem pod kątem tego co czytają. Halo halo, pisarzy mamy tylu ile nas po Ziemi chadza (plus doliczyć trzeba pisanie pod pseudonimem), a gusta są różne (no i o nich się n i e dyskutuje).
Miałam ostatnio sytuacje, że książka, którą wzięłam za romansidło (okładka, opis pod zdjęciem, jakoś tak się zasugerowałam <don’tknowwhy>) okazała się zgoła całkiem inną historią i jakaś życzliwa osoba wyjaśniła mi to w komentarzu broniąc zaciekle tejże pozycji (nie pamiętam tytułu sorry). Do czego zmierzam – czasami pozory mylą. Wracając do mojego przykładu powyżej, Tolkiena uwielbiam, a 50 twarzy Greya nie czytałam – nie czuję potrzeby ani chęci – ale nie hejtuję nikogo, kto czyta(ł) czy ogląda(ł) filmy, bo skoro komuś się to podoba, kogoś to jara, to nie moja broszka. Mimo fali krytyki i opinii wielkich blogowych „znawców literatury”, którzy oceniają style językowe i wystawiają swoje noblowskie opinie, naprawdę: totalnie mnie nie obchodzi i mi nie wadzi, że ktoś to kupuje i mu się to podoba. Mam znajomą, która nie cierpi czytać (minuta ciszy), ale sięgnęła po tą serie i okazało się, że j e d n a k lektura sprawiła jej radość. Co z tego, że tej właśnie autorki? Czy czytanie ma nieść przyjemność tylko w określonych przypadkach? Ja nie mówię, może bym się zawahała, gdyby ktoś wychwalał Mein Kampf Hitlera, ale – erotyczną powieść, jakich wiele na rynku? ** To, że ja nie przepadam za obyczajówkami czy romansami, nie znaczy, że są złe. Ja wiem, że nie każdy kocha Gwiezdne Wojny (a ja owszem), a to wcale nie umniejsza ich epickości.
Więc, zmierzając do końca tej opowieści letniej treści, nie ważne czy i jak dobrze znasz się na literaturze. Nie musisz mieć doktoratu, żeby po prostu wziąć do ręki książkę i spędzić miło czas. Wiem, wiem, to takie nie oczywiste, nie ma za co, naprawdę nie masz się co przejmować. Śmiało sięgaj po to, co Cię ciekawi, nieważne, czy jest na liście bestsellerów, czy promuje to milion osób czy nie, a jeśli pozycja wyda Ci się ciekawa, to zakładaj insta i zaparzaj wodę, bo koniecznie musisz się tym podzielić ze światem! J
*Tak, wiem, że są inne gatunki literackie – po prostu ta czwórka przyszła mi pierwsza na myśl. ;-)
Jeśli masz swój ukochany, ulubiony, jedyny w swoim rodzaju wart czytania gatunek, to pewnie zerkasz na inne książkowe mole czytające co innego z lekkim przymrużeniem oka. No powiedz, że tak czasem masz! No bo jak można nie kochać Tolkiena, jak można nie zachwycać się Hobbitem, a zamiast tego jarać 50 twarzami Greya. Że co? Przygoda ze smokiem ma być m n i e j ciekawa i ekscytująca? Że niby dla dzieci? Brak Ci w niej doznań i emocji? O, nie, kolego/koleżanko. Tak rozmawiać nie będziemy.
Prosty przykład dwie linijki wyżej to obraz jednego z komentarza dotyczącego wyników badań czytelnictwa ostatnich lat w Polsce. W dyskusji pod artykułem (z jak zwykle zaskakująco niskim czytelnictwem [?!]) któregoś z portali padło pytanie, czy warto czytać, jeśli się czyta „byle co”. W sensie, że jak? Ktoś z góry ustalił jakość książek i lektury? Czy przyjemność z czytania ma płynąć z naszej tak żarliwie zdobywanej w szkole wiedzy na temat literatury? Płynącej oczywiście z dorobku Sienkiewicza i Prusa. Nie mam nic do lektur, osobiście lubiłam je czytać (choć nie wszystkie!), to jednak nie rozumiem w ogóle sensu robienia badań, które mają odpowiedzieć na pytania czy Polacy czytają, jeśli ocenia się ich potem pod kątem tego co czytają. Halo halo, pisarzy mamy tylu ile nas po Ziemi chadza (plus doliczyć trzeba pisanie pod pseudonimem), a gusta są różne (no i o nich się n i e dyskutuje).
Miałam ostatnio sytuacje, że książka, którą wzięłam za romansidło (okładka, opis pod zdjęciem, jakoś tak się zasugerowałam <don’tknowwhy>) okazała się zgoła całkiem inną historią i jakaś życzliwa osoba wyjaśniła mi to w komentarzu broniąc zaciekle tejże pozycji (nie pamiętam tytułu sorry). Do czego zmierzam – czasami pozory mylą. Wracając do mojego przykładu powyżej, Tolkiena uwielbiam, a 50 twarzy Greya nie czytałam – nie czuję potrzeby ani chęci – ale nie hejtuję nikogo, kto czyta(ł) czy ogląda(ł) filmy, bo skoro komuś się to podoba, kogoś to jara, to nie moja broszka. Mimo fali krytyki i opinii wielkich blogowych „znawców literatury”, którzy oceniają style językowe i wystawiają swoje noblowskie opinie, naprawdę: totalnie mnie nie obchodzi i mi nie wadzi, że ktoś to kupuje i mu się to podoba. Mam znajomą, która nie cierpi czytać (minuta ciszy), ale sięgnęła po tą serie i okazało się, że j e d n a k lektura sprawiła jej radość. Co z tego, że tej właśnie autorki? Czy czytanie ma nieść przyjemność tylko w określonych przypadkach? Ja nie mówię, może bym się zawahała, gdyby ktoś wychwalał Mein Kampf Hitlera, ale – erotyczną powieść, jakich wiele na rynku? ** To, że ja nie przepadam za obyczajówkami czy romansami, nie znaczy, że są złe. Ja wiem, że nie każdy kocha Gwiezdne Wojny (a ja owszem), a to wcale nie umniejsza ich epickości.
Więc, zmierzając do końca tej opowieści letniej treści, nie ważne czy i jak dobrze znasz się na literaturze. Nie musisz mieć doktoratu, żeby po prostu wziąć do ręki książkę i spędzić miło czas. Wiem, wiem, to takie nie oczywiste, nie ma za co, naprawdę nie masz się co przejmować. Śmiało sięgaj po to, co Cię ciekawi, nieważne, czy jest na liście bestsellerów, czy promuje to milion osób czy nie, a jeśli pozycja wyda Ci się ciekawa, to zakładaj insta i zaparzaj wodę, bo koniecznie musisz się tym podzielić ze światem! J
*Tak, wiem, że są inne gatunki literackie – po prostu ta czwórka przyszła mi pierwsza na myśl. ;-)
** Opisałam przykład Greya, bo to dość znana (i chyba swego czasu lekko kontrowersyjna?) seria.
Komentarze
Prześlij komentarz
Cześć, miłego dnia i smacznej kawusi!