Przejdź do głównej zawartości

Czy masz już doktorat z literatury?

Jak dobrze wiecie, nie może być w życiu łatwo. Czytanie książek to też nie jest, wbrew pozorom, łatwa sprawa, bo jeśli nie jesteście szarymi molikami czytającymi pod kocykiem swe ulubione lektury, a chcecie być (albo: uważacie się za takich!) poważnymi, szanowanymi instagramowiczami z dyplomem literackich piór znawstwa – to przygotujcie się na kawał ciężkiego chleba. Czeka Was nie tylko trudna szkoła jazdy z fotografii i odpowiedniego ujęcia książki, ale też nauka pisania odpowiednich, rzeczowych, poprawnych na poziomie pracy doktoranckiej, recenzji! RECENZJI, kochani, tak właśnie! Bo wszyscy wiemy, że dla kogoś, kto nie lubi książek, to właśnie taki kawał ciężkiej recencji będzie świetną zachętą do sięgnięcia po książkę, a Ci co lubią czytać, to mają mase czasu i książki leżą na regale tylko dlatego, że oni namiętnie nadrabiają recenzenckie elaboraty. 
Jest to chyba oczywiste, że taki nielubiący czytać osobnik, który trafi przypadkowo na nasze piękne zdjęcie z tomiskiem w tle, będzie żądny i głodny właśnie takiej porządnej recenzji, z mini biogramem autora, zawiłymi metaforami mgliście niezdradzającymi niczego z fabuły oraz ofc maksymalną ilością słów znalezionych w słowniku Pojęć Wszystkim Obojętnych A Istniejących Jenakże I Trudnych. Tak. To powinno wszystkich zachęcić. Chłodna, wykalkulowana opinia pozbawiona emocji, mająca na celu zaprezentowanie swoich umiejętności w pisaniu pięknie podręcznikowych recenzji. Bez cienia humoru, gwary, wkurwu czy radości (zależnie czy lektura była udana, czy też nie, wiadomo, gusta są różne, ale przecież nikt nie pojdzie na zachęte w stylu Ale to było super! Pff, proszę Cię!!). Nie zniechęcajcie się od razu, nie usuwajcie kont tylko dlatego, że pod ostatnimi przygodami przykładowo Johnsona na Dzikim Zachodzie wyraziliście swoje uwielbienie dla autora pomijając jego wcześniejsze dorobki, nie odnosząc się do odniesień literackich, nie uwzględniając wszystkich użytych zabiegów, etc. Wiecie, o co chodzi, bo przecież każdy z nas od przedszkola uczy się pisać takie porządne posty. Wiadomo, elementarz jest dla słabych!!

A poważnie rzecz ujmując (tak jakby ktoś się jeszcze nie zorienował, że to wyżej, to było żartobliwie), to chcę powiedzieć, że przeglądając, czytając i słuchając ostatnio Instagramowe bookstagramy, to ścieram się z głosami, że z tym pisaniem jest słabo. Widuję takie recenzje typu „O matko, ale super książka!”, ale też stykam się z długimi opisami polekturowych wrażeń z dodatkiem (mniej lub bardziej) ciekawych informacji odnośnie autora czy samej książki. Ciężko jest zachować równowagę i znaleźć złoty środek, żeby zadowolić wszystkich. Ktoś, kto czytać nie lubi, nie będzie czytał nawet recenzji – bo co go/ją w ogóle obchodzi książka? Z drugiej strony mole książkowe też nie zawsze są skore do czytania czyichś postów i gorącej dyskusji na temat literatury – niektórzy dążą do tego aby tylko wrzucić zdjęcie, odpowiednio je otagować, i czekać na kolejnego kuriera. Każdy ma wolną rękę, niektórzy nie mają czasu na pisanie, skoro muszą biegać od regału do drzwi*. :-) Są wśród nas znawcy i osoby utalentowane, które pisząc elaboraty nikogo nimi nie zanudzają. Serio, przyjemnie się niektórych czyta, sama chciałabym tak pisać. Nie ma co udawać profesorów, nie ma co się wysilać na poważne tony, najważniejsze to robić swoje! Czasem mam małe zazdro jak widzę profile innych, ale myślę sobie: hej, robię to, co robię, bo lubię cykać fotki i coś tam od siebie wrzucić w eter. Odzew jest, albo go nie ma, whatever,  jak mi się znudzi to usuwam konto w try-mi-ga, a tymczasem poznaję mase ciekawych osób i przy okazji jakieś ciekawe książki do przeczytania na świetęgo Kiedyś, patrona wszystkich książkoholików. Puenta tego wystąpienia jest ukryta bardzo mgliście, każdy niech wypatruje jej na własną rękę. 

PS, Zdjęcie zrobione o poranku w Krakowie. Jedna z uliczek prowadzących do Rynku. Nie ma żadnego związku z tekstem i żadnego sensu w tym miejscu. Po prostu to moje zdjęcie z wycieczki i bardzo je lubię. /Więcej na instagram.com/bookowniczkaig

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Serce jak smoła" - Robert Galbraith

Czasem rzeczywistość jest tak ciężka, że człowiek ucieka w świat wymyślony. Co jeśli ktoś tak pokocha fikcję, że będzie w stanie za nią zabić w prawdziwym świecie? Współtwórczyni kreskówki "Serce jak smoła" zjawia się w agencji i prosi Robin o pomoc z powodu internetowego hejtu na jej osobę. Z pewnych względów pomocy nie otrzymuje, a jakiś czas później detektywi czytają o śmierci młodej kobiety.  Strike i Robin mają przed sobą nie lada wyzwanie. Muszą przeniknąć do wirtualnego świata gry fanów kreskówki, którzy pilnie strzegą swych tajemnic. Po omacku szukają kogoś, kto w sieci działa jawnie i bardzo aktywnie, a w realu pozostaje anonimowy- ale nie bezczynny... Śledztwo nadwyręża siły zespołu agencji, który mając ograniczone pole do popisu, manewruje między zleceniami, starając się znaleźć i powstrzymać zabójcę. W tym wszystkim para detektywów toczy walkę z własnymi uczuciami i wątpliwościami - fatalnie odczytując wszelkie poszlaki.  Smutna rzeczywistość - autorka nie musiała

"Złota łyżka" - Jessa Maxwell

Stary, tajemniczy dwór to dobre tło dla konkursu kulinarnego. Bake Week, organizowany co roku w posiadłości Betsy Martin, show dla cukierników z całego kraju, ma być w tym roku wyjątkowy... ale chyba nikt nie spodziewał się, że los zaserwuje uczestnikom taki finał.  Zacznijmy od początku, kiedy poznajemy bohaterów lubiących piec. Szóstka farciarzy to różne osobowości, którym przyświeca jeden cel: złota łyżka i własna książka kucharska. Co ludzie są zdolni zrobić, by wygrać? Jak byłam mniejsza to zawsze chciałam wziąć udział w takich konkursach - do momentu aż nie kazali robić dań ze składników, których nigdy bym nie zjadła, a co dopiero miała coś upichcić- tu jednak, w krainie słodkości, może nie odpadłabym pierwszego dnia. Tak jak jeden z uczestników, któremu ktoś podmienił cukier z solą... Drobna uszczypliwość, a może to rywalizacja tak szybko uderzyła gościom do głowy! Jak to bywa w telewizyjnych show, od pierwszego odcinka darzymy kogoś sympatią, lub wręcz przeciwnie. W książce też

"Wartka śmierć" - Robert Galbraith

Detektywi kontra sekta? Nowy klient Cormorana i Robin prosi o pomoc w uwolnieniu syna ze szponów niebezpiecznej organizacji. Idee ratowania świata oraz działania charytatywne Powszechny Kościół Humanitarny uzależnia oczywiście od wpływów gotówki nowych wiernych i pełnego poświęcenia "życia" ludzi przebywających w ich ośrodkach, m.in. na Farmie Chapmana. Goście, którzy przejdą próg tego miejsca, nie wyjdą z niego tacy sami... Śledztwo rozpoczynamy na pełnych obrotach - agencja Strike'a nie narzeka na brak zgłoszeń, a sprawa Willa i jego ewentualne uwolnienie z farmy wymaga od wspólników podjęcia ryzyka - Robin pod przykrywką zmienia wygląd i gra z nową tożsamością, Cormoran natomiast musi pogodzić się z jej wyborem i ścierpieć nieobecność wspólniczki (wszyscy wiemy, że cierpią oboje nieustannie, z innych przyczyn, tumoki uparte). Nie da się ukryć, że to największa objętościowo część serii, ale to nie liczba stron stanowi o ciężarze lektury. Przyznam szczerze, że dawno nie