Przejdź do głównej zawartości

Piątunio z przygodą

instagram.com/bookowniczkka
W piątek, gdy wybija ostatnia minuta twej zmiany, lecisz zrzucić roboczy strój i biegniesz do auta cieszyć się weekendem. Postanawiasz sobie nie przespać tego dnia, a ponieważ w aplikacji dziś masz odpoczynek dla mięśni od ćwiczeń, wsiadasz na rower, idziesz na spacer z psem, rozwieszasz pranie i robisz porządki (w sumie spalasz więcej, niż podczas ćwiczeń, yeah!). Przychodzi wieczór, myślisz co dobrego sobie zjeść, i oczywistym wyborem jest: pizza. Rodzeństwo tłumaczyło jak wyrobić ciasto, wszystko idzie elegancko, lekko i przyjemnie, pieczareczki już się przysmażyły, ser starty, kukurydza naszykowana, jeszcze tylko przyprawy, ciasto wyrośnięte, hop na blachę i do piekarnika.

I wtedy właśnie on postanawia się zepsuć.
Piekarnik.
Działający bez zarzutu dwadzieścia cztery na dobę, siedem dni w tygodniu, tylko nie wtedy, kiedy po wielu latach od ostatniej porażki z ciastem drożdżowym na pizzę, które nie wyrosło i musiałam szybko jechać do marketu po gotowca, żeby mieć obiad, kiedy to właśnie postanawiam jednak upiec pizzę na wegańskim cieście, które wychodzi ZAWSZE, piekarnik postanawia się spieprzyć.
A co.
Wolno mu.
Bo kto mu zabroni.

Nagrzał się skubany, tak, że się przegrzał i się wziął i wyłączył obrażony, jak tylko dałam blachę do pieca.
Rozpacz!
Pomna porady "wyłącz i włącz urządzenie" zrobiłam tak - jest! Wyświetla się wszystko elegancko, wsadzam blachę, odwracam się za minutę - znowu szlag trafił wszystko.
Niech to.
Czekasz z nadzieją i modlitwą na ustach, żeby przy okazji rozgrzania tego piekarnia do temperatury pieca hutniczego, ta cholerna zawsze wychodząca pizza również i teraz się upiekła, bo wszystkim ślinka już cieknie, i nastaje cud!
Pizza wychodzi elegancka.
Smaczna, lekka i pożywna.
Piekarnik jest uratowany przed natychmiastowym wyrzuceniem.
Ja jestem z siebie dumna.
Wszyscy najedzeni.
Piąteczek z happy endem.

Książka leży, kolejne rozdziały czekają, a ja wciągam się coraz mocniej w The Crown. Cholerny Netflix! ♥

J.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Serce jak smoła" - Robert Galbraith

Czasem rzeczywistość jest tak ciężka, że człowiek ucieka w świat wymyślony. Co jeśli ktoś tak pokocha fikcję, że będzie w stanie za nią zabić w prawdziwym świecie? Współtwórczyni kreskówki "Serce jak smoła" zjawia się w agencji i prosi Robin o pomoc z powodu internetowego hejtu na jej osobę. Z pewnych względów pomocy nie otrzymuje, a jakiś czas później detektywi czytają o śmierci młodej kobiety.  Strike i Robin mają przed sobą nie lada wyzwanie. Muszą przeniknąć do wirtualnego świata gry fanów kreskówki, którzy pilnie strzegą swych tajemnic. Po omacku szukają kogoś, kto w sieci działa jawnie i bardzo aktywnie, a w realu pozostaje anonimowy- ale nie bezczynny... Śledztwo nadwyręża siły zespołu agencji, który mając ograniczone pole do popisu, manewruje między zleceniami, starając się znaleźć i powstrzymać zabójcę. W tym wszystkim para detektywów toczy walkę z własnymi uczuciami i wątpliwościami - fatalnie odczytując wszelkie poszlaki.  Smutna rzeczywistość - autorka nie musiała

Nie oceniaj po okładce, Śnieżka też nabrała się na ładną skórkę

Kiedyś chyba częściej się słyszało, żeby „nie oceniać książki po okładce”, nie?  Dzisiaj to już nie ma takiej mocy sprawczej, bo a)       brzydkie okładki gorzej prezentują się na insta, b)       właściwie wszystko musi ociekać zajebistością, żeby ktoś zwrócił uwagę… albo właśnie nie zwrócił.  Nie wtrącił swoich pięciu groszy, bo ktoś ma śmieszny szalik w liski, chociaż liski są słodkie.   Może też strasznie razi kogoś mój krzywy nos, albo „wiecznie naburmuszona mina”, sorry , że nie polecę od razu do chirurga i nie zrobię się na bijons , żebyś mógł/a się odpierdolić. Spójrz na siebie. W lustro. Teraz. Niezależnie od tego, co widzisz, czy to ci się podoba, czy nie, czy popadasz w samozachwyt, czy w stan depresyjny – to właśnie jesteś ty. I co? I nic. Tak po prostu wyglądasz. I co dalej? Gdzie puenta? Dalej to już zależy od CIEBIE.

"Wartka śmierć" - Robert Galbraith

Detektywi kontra sekta? Nowy klient Cormorana i Robin prosi o pomoc w uwolnieniu syna ze szponów niebezpiecznej organizacji. Idee ratowania świata oraz działania charytatywne Powszechny Kościół Humanitarny uzależnia oczywiście od wpływów gotówki nowych wiernych i pełnego poświęcenia "życia" ludzi przebywających w ich ośrodkach, m.in. na Farmie Chapmana. Goście, którzy przejdą próg tego miejsca, nie wyjdą z niego tacy sami... Śledztwo rozpoczynamy na pełnych obrotach - agencja Strike'a nie narzeka na brak zgłoszeń, a sprawa Willa i jego ewentualne uwolnienie z farmy wymaga od wspólników podjęcia ryzyka - Robin pod przykrywką zmienia wygląd i gra z nową tożsamością, Cormoran natomiast musi pogodzić się z jej wyborem i ścierpieć nieobecność wspólniczki (wszyscy wiemy, że cierpią oboje nieustannie, z innych przyczyn, tumoki uparte). Nie da się ukryć, że to największa objętościowo część serii, ale to nie liczba stron stanowi o ciężarze lektury. Przyznam szczerze, że dawno nie