Przejdź do głównej zawartości

Jak nie robić reklamy

Wiecie, co mnie najbardziej bawi? Bo już nawet nie dziwi czy szokuje, ale po prostu śmieszy? Fakt, że ostatnio wielkie instagramowe Mole tak biadolą, że „ludzie czytają byle co”, że „jak my możemy promować te czytelnictwo i książki, żeby inni lubili” skoro „wszędzie tylko wszystko dla współprac i reklamy gniotów” i ohoho. 
Kur-wa. 
Skoro większość tych ekspertów twierdzi, że czytanie to przyjemność, to jak można krytykować czyjeś wybory i gusta, skoro dla każdego słowo „przyjemne” znaczy co innego - ktoś lubi orzechy, a ktoś inny je tylko drożdżówki, więc tak samo ktoś będzie czytał z przyjemnością kryminały, a ktoś inny znów tylko np. romanse. Są ludzie, którzy czytają po trochu wszystkiego; super. Są tacy, co z kolei mają określone gusta (ja np. nie czytam horrorów, bo nienawidzę się bać!), i to też jest super. 
Dlaczego? Bo to jest TWÓJ CZAS wolny na czytanie i robisz z nim co chcesz. Równie dobrze możesz słuchać wtedy muzyki, oglądać seriale, uprawiać sport, piec ciasto, (...), naprawdę nikomu nic do tego. 

Ale co my, lubiący czytać, kupować, (a najbardziej) dostawać książki ludzie możemy zrobić, żeby przyciągnąć innych ludzi do czytania? No może przede wszystkim ich nie zrażać. Nikt nie lubi słuchać i oglądać mądralińskich profesorów bez dyplomu, którzy powiedzą Ci o książce wszystko, co im każą...,   tak, że polonistka z liceum byłaby z nich w końcu dumna, ale mnie osobiście bardziej przekona nawet jedno głupie słowo „fajne”, niż esej tak przeciągnięty, że usypiam już w trakcie recenzji, a na książkę absolutnie tracę ochotę.
Już pomijam fakt, że ta słodkopierdząca troska o książki jest często czczym gadaniem ludzi, którzy czasu na czytanie nie mają, którzy większości tych super pozycji, co je tak ochoczo polecają, to nawet palcem nie tknęli (bo nie ma kiedy, jak wydawnictwa zasypują nowościami, a terminy gonią?), a ich molowe zamiłowanie do czytania ogranicza się do bycia dobrym w gębie. 
Tymczasem jest sporo profili, wróć!, jest sporo LUDZI, właśnie: nie profili, nie wizytówekz pięknym mikro makro, a żywych person, które czytać lubią, które czytają sporo i które tak mówią o książkach, że aż chce się rzucić wszystko inne, bo kurde wow! Można, da się, ale to jest super! Serio są takie molowe świry, których skrycie podziwiam i zazdroszczę i woli i czasu i chęci do lektury, bo lektura to jest czynność, która wiadomo, też od nas wymaga - miejsca, czasu, skupienia etc. Ale daje to, o co chodzi większości z nas: przyjemność, ucieczkę od codziennych trosk, miłe spędzenie czasu. Hasztag #czytambolubię nie powinien być pustym znacznikiem, nie musi też nieść za sobą gonitwy o statystyki, liczby przeczytanych książek i stron (choć to też forma mobilizacji), ale nie osądzajmy innych i nie róbmy z czytania jakiegoś pieprzonego trendu lepszych?

Stanowisk jest tyle, ile ludzi, większości to nie obchodzi, bo przegląda tylko gazetki z reklamami i książkę widzi jedynie jak jest w promocji w markecie, ale Ci, którzy są w temacie - po co to biadolenie? Lepiej chwalić powieść, niż ganić nieczytającego, bo tak się ludzi nie zachęca - czy jakikolwiek coach fitnesowy ochrzania non stop ludzi, którzy nie ćwiczą, albo gani ich, że robią liche ćwiczenia, czy raczej pozytywnym wizerunkiem i motywującymi słowami zachęca do wysiłku i podejmowania kolejnych wyzwań? PO CO robić dym z tak miłej, spokojnej aktywności jaką jest czytanie książek?:)



Rób swoje człowieku i daj robić innym swoje.
J.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Serce jak smoła" - Robert Galbraith

Czasem rzeczywistość jest tak ciężka, że człowiek ucieka w świat wymyślony. Co jeśli ktoś tak pokocha fikcję, że będzie w stanie za nią zabić w prawdziwym świecie? Współtwórczyni kreskówki "Serce jak smoła" zjawia się w agencji i prosi Robin o pomoc z powodu internetowego hejtu na jej osobę. Z pewnych względów pomocy nie otrzymuje, a jakiś czas później detektywi czytają o śmierci młodej kobiety.  Strike i Robin mają przed sobą nie lada wyzwanie. Muszą przeniknąć do wirtualnego świata gry fanów kreskówki, którzy pilnie strzegą swych tajemnic. Po omacku szukają kogoś, kto w sieci działa jawnie i bardzo aktywnie, a w realu pozostaje anonimowy- ale nie bezczynny... Śledztwo nadwyręża siły zespołu agencji, który mając ograniczone pole do popisu, manewruje między zleceniami, starając się znaleźć i powstrzymać zabójcę. W tym wszystkim para detektywów toczy walkę z własnymi uczuciami i wątpliwościami - fatalnie odczytując wszelkie poszlaki.  Smutna rzeczywistość - autorka nie musiała

Nie oceniaj po okładce, Śnieżka też nabrała się na ładną skórkę

Kiedyś chyba częściej się słyszało, żeby „nie oceniać książki po okładce”, nie?  Dzisiaj to już nie ma takiej mocy sprawczej, bo a)       brzydkie okładki gorzej prezentują się na insta, b)       właściwie wszystko musi ociekać zajebistością, żeby ktoś zwrócił uwagę… albo właśnie nie zwrócił.  Nie wtrącił swoich pięciu groszy, bo ktoś ma śmieszny szalik w liski, chociaż liski są słodkie.   Może też strasznie razi kogoś mój krzywy nos, albo „wiecznie naburmuszona mina”, sorry , że nie polecę od razu do chirurga i nie zrobię się na bijons , żebyś mógł/a się odpierdolić. Spójrz na siebie. W lustro. Teraz. Niezależnie od tego, co widzisz, czy to ci się podoba, czy nie, czy popadasz w samozachwyt, czy w stan depresyjny – to właśnie jesteś ty. I co? I nic. Tak po prostu wyglądasz. I co dalej? Gdzie puenta? Dalej to już zależy od CIEBIE.

"Wartka śmierć" - Robert Galbraith

Detektywi kontra sekta? Nowy klient Cormorana i Robin prosi o pomoc w uwolnieniu syna ze szponów niebezpiecznej organizacji. Idee ratowania świata oraz działania charytatywne Powszechny Kościół Humanitarny uzależnia oczywiście od wpływów gotówki nowych wiernych i pełnego poświęcenia "życia" ludzi przebywających w ich ośrodkach, m.in. na Farmie Chapmana. Goście, którzy przejdą próg tego miejsca, nie wyjdą z niego tacy sami... Śledztwo rozpoczynamy na pełnych obrotach - agencja Strike'a nie narzeka na brak zgłoszeń, a sprawa Willa i jego ewentualne uwolnienie z farmy wymaga od wspólników podjęcia ryzyka - Robin pod przykrywką zmienia wygląd i gra z nową tożsamością, Cormoran natomiast musi pogodzić się z jej wyborem i ścierpieć nieobecność wspólniczki (wszyscy wiemy, że cierpią oboje nieustannie, z innych przyczyn, tumoki uparte). Nie da się ukryć, że to największa objętościowo część serii, ale to nie liczba stron stanowi o ciężarze lektury. Przyznam szczerze, że dawno nie