Przejdź do głównej zawartości

"Wartka śmierć" - Robert Galbraith

Detektywi kontra sekta? Nowy klient Cormorana i Robin prosi o pomoc w uwolnieniu syna ze szponów niebezpiecznej organizacji. Idee ratowania świata oraz działania charytatywne Powszechny Kościół Humanitarny uzależnia oczywiście od wpływów gotówki nowych wiernych i pełnego poświęcenia "życia" ludzi przebywających w ich ośrodkach, m.in. na Farmie Chapmana. Goście, którzy przejdą próg tego miejsca, nie wyjdą z niego tacy sami...

Śledztwo rozpoczynamy na pełnych obrotach - agencja Strike'a nie narzeka na brak zgłoszeń, a sprawa Willa i jego ewentualne uwolnienie z farmy wymaga od wspólników podjęcia ryzyka - Robin pod przykrywką zmienia wygląd i gra z nową tożsamością, Cormoran natomiast musi pogodzić się z jej wyborem i ścierpieć nieobecność wspólniczki (wszyscy wiemy, że cierpią oboje nieustannie, z innych przyczyn, tumoki uparte).

Nie da się ukryć, że to największa objętościowo część serii, ale to nie liczba stron stanowi o ciężarze lektury. Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam książki z takim napięciem (i obrzydzeniem). W poprzednich tomach też mieliśmy morderstwa, psychopatów i też to nie były usłane różami historie, ale w "Wartkiej śmierci" przerażający jest obraz tego, że można robić takie okrucieństwa jawnie, a bezkarnie - ba! za zgodą (?) samych ofiar (w końcu zmanipulowane jednostki bez krzty siły woli średnio mogą się sprzeciwić). Nie wiem kiedy zleciało mi te nie całe tysiąc stron, tak wciągnęła mnie powieść; śledztwo prowadzone przez Strike'a badającego przeszłe zdarzenia i codzienne poczynania Robin na farmie odkrywają co rusz nowe fakty, które ujawniają prawdziwe oblicze PKH - czy detektywi zdążą uratować Willa?

Z przyjemnością śledzę pracę i losy tej dwójki. Widać jak rozwijają się ich postaci, jak kwitnie.. przyjaźń, a doświadczenie pozwala na owocne współprace. Wreszcie doczekałam się od autorki zakończenia jednego bardzo irytującego wątku - liczyłam na to wcześniej, ale może jest to dobry znak! Mega podobało mi się w tej historii też to, że autorka trzyma się sentymentów - znalazł się czas na rozdział pt kawa w termos i jedziemy pogadać ze świadkami. W dobie fejsa i miliona danych udostępnianych ot tak, rozmowa na żywo i studiowanie na żywo człowieka to zawsze mój ulubiony kąsek w czytaniu o detektywach. Niby nic, ale ja to lubię.
 
Nie minął dobrze miesiąc od premiery tego tomu, a ja już myślę o kolejnym. Dobrze, że mam jeszcze trochę serialu do nadrobienia i mogę leczyć książkowego kaca z tym duetem.
 
Serdeczności w '24! 
J.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Serce jak smoła" - Robert Galbraith

Czasem rzeczywistość jest tak ciężka, że człowiek ucieka w świat wymyślony. Co jeśli ktoś tak pokocha fikcję, że będzie w stanie za nią zabić w prawdziwym świecie? Współtwórczyni kreskówki "Serce jak smoła" zjawia się w agencji i prosi Robin o pomoc z powodu internetowego hejtu na jej osobę. Z pewnych względów pomocy nie otrzymuje, a jakiś czas później detektywi czytają o śmierci młodej kobiety.  Strike i Robin mają przed sobą nie lada wyzwanie. Muszą przeniknąć do wirtualnego świata gry fanów kreskówki, którzy pilnie strzegą swych tajemnic. Po omacku szukają kogoś, kto w sieci działa jawnie i bardzo aktywnie, a w realu pozostaje anonimowy- ale nie bezczynny... Śledztwo nadwyręża siły zespołu agencji, który mając ograniczone pole do popisu, manewruje między zleceniami, starając się znaleźć i powstrzymać zabójcę. W tym wszystkim para detektywów toczy walkę z własnymi uczuciami i wątpliwościami - fatalnie odczytując wszelkie poszlaki.  Smutna rzeczywistość - autorka nie musiała

Nie oceniaj po okładce, Śnieżka też nabrała się na ładną skórkę

Kiedyś chyba częściej się słyszało, żeby „nie oceniać książki po okładce”, nie?  Dzisiaj to już nie ma takiej mocy sprawczej, bo a)       brzydkie okładki gorzej prezentują się na insta, b)       właściwie wszystko musi ociekać zajebistością, żeby ktoś zwrócił uwagę… albo właśnie nie zwrócił.  Nie wtrącił swoich pięciu groszy, bo ktoś ma śmieszny szalik w liski, chociaż liski są słodkie.   Może też strasznie razi kogoś mój krzywy nos, albo „wiecznie naburmuszona mina”, sorry , że nie polecę od razu do chirurga i nie zrobię się na bijons , żebyś mógł/a się odpierdolić. Spójrz na siebie. W lustro. Teraz. Niezależnie od tego, co widzisz, czy to ci się podoba, czy nie, czy popadasz w samozachwyt, czy w stan depresyjny – to właśnie jesteś ty. I co? I nic. Tak po prostu wyglądasz. I co dalej? Gdzie puenta? Dalej to już zależy od CIEBIE.