Przejdź do głównej zawartości

"Abrin" Anny Makowskiej

W niedzielę do porannej kawy wrzuciłam na swój instagram krótki post o książce, którą można by opisać jednym słowem, ale że nasz naród jest przewrażliwiony na punkcie wulgaryzmów, oprawiłam swój zachwyt w ładniejszą ramkę. A tak na serio to odzyskałam hasło do konta, więc potrzebuję się rozpisać.


Do rzeczy:

Początek książki jest niepokojący, a późniejsze doznania głównej bohaterki wskazują na ścisły z nim związek. Joanna jest naukowcem, a dostając ciekawą propozycje pracy, rusza na podbój laboratorium w Berlinie. Szybko jednak okazuje się, że jej obowiązki wyjdą nieco poza próbówki. Dostaje ofertę niczym tajny agent, a jej zadanie przypomina misję ratowania świata. Po drodze musi utrzeć kilka nosów, wykazać się swoimi umiejętnościami i przejść solidne szkolenie - co dziwne, większość treningów nie przysparza jej trudności...

"Abrin" to książka konkretna, nie uświadczysz tu zbędnego zdania, w związku z czym nie jest opasłym tomiskiem. Niech Cię jednak nie zwiedzie objętość ani format. Akcja powieści jest dynamiczna, chwilami zatrzymujemy się na konwersacje pełne technicznego lub naukowego żargonu, co podkreśla profesjonalizm pisarki. Przygotowania do napisania historii Joanny autorka czyniła przez kilkanaście miesięcy - to czuć w historii. Ktoś wie o czym pisze i nie sprzedaje historii niemożliwej jak z filmu, podkreślonej efektami specjalnymi, żeby się ładnie sprzedało. Na szczęście wyobraźnia działa i nie czytamy tu opisów jak u Sienkiewicza... więc czyta się Abrin szybko i przyjemnie (zwłaszcza rozdział w hotelu, ekhem). 

Oczywiście zakończenie nie mogło być inne - jak to w powieściach bywa, niecierpliwe czekanie na drugi tom musi poprzedzić mocna ostatnia scena. Czekam więc na mocny początek!

J.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Zakończeniem jest Zakopane" - Marta Matyszczak

 Ostatni raz państwo Solańscy i Gucio na tropie... Niezwykle mi dziś smutno po skończonej lekturze, choć tyle czekałam, jak zawsze, na dalsze losy tego uroczego trio. Tym razem jednak kończąc tom wiedziałam, że ciągu dalszego nie poznam. Nim jednak na dobre zakręciła mi się łezka w oku... Towarzyszymy bohaterom w pakowaniu się na urlop, więc kryjcie się kto może, bo zwiastuje to zazwyczaj jedno (albo nie jedno..). Róża w formie - odwala od pierwszych stron i powiedzmy sobie szczerze, za to kochamy ją najbardziej. Szymon, choć swym okiem dostrzega (prawie)wszystko, przymyka je jednak i nie otwiera zbędnie ust. Przywykł chłop, a miłość nie wybiera, więc ruszają na podbój Zakopca. Z okna hotelowego pokoju detektyw z żoną ma widoki na góry i odpoczynek podczas pieszych wędrówek, jednakże nocne wydarzenia sprowadzają go na ziemię... Tajemniczy pożar willi po sąsiedzku sprawia, iż Solańscy ruszają w góry nie po relaks, a w poszukiwaniu poszlak. Odkrywają tajemnice mieszkańców, płacąc prz...

"Przepraszam, ja już nie żyję" Marty Matyszczak

       W drugim tomie serii "Zbrodnie na podsłuchu" towarzyszymy Ricie, Jackowi i Radkowi podczas rejsu olbrzymim wycieczkowcem. Zatrudnieni jako pracownicy na ociekającej w luksusy łajbie, prowadzą eko śledztwo doszukując się (o co nie trudno) brudnych praktyk związanych m.in. z "pozbywaniem się odpadów". Ulokowani w ciasnych kajutach, pracując po kilkanaście godzin dziennie, znajdują czas na dochodzenie, jednak po krótkim czasie okazuje się, że muszą też zbierać poszlak dotyczącej innej sprawy... Za burtą bowiem ląduje młoda kobieta, a Rita Braun twardo postanawia znaleźć przyczynę i sprawcę. Od początku lektury dzieje się dużo, autorka nie torturuje nas zbędnymi opisami i nudnymi przestojami, za to raczy dawką humoru, trafnymi spostrzeżeniami i akcją, którą spokojnie mogłaby wskoczyć na ekran (to straszne, że już wszystko wyobrażamy sobie w wersji filmowej). Zdecydowanie podium w tym tomie zdominował brat Rity, czyli Radek - magnes na tarapaty. Dzięki jego wybryk...

"Nie zaczęło się od ciebie" - Mark Wolynn

Dobre... nudnego początki. Pierwsze rozdziały książki zrobiły na mnie spoko wrażenie. Konkret, szybko się czytało, zaciekawił mnie temat traumy i skutków jakie może ona nieść na kolejne pokolenia. W skrócie: można odziedziczyć skutki przeżytej traumy swojego przodka i fakt, że coś nas w życiu przerasta może świadczyć o pechowych genach. Teoria, która nie skreśla nas jako "normalnego człowieka" bo coś tam się dzieje- lubię to. Tak na serio to naprawdę wciągnął mnie temat i lektura szła z górki. Dalej mamy przypadki pacjentów, które dzielą się na wielkie traumy typu przeżycie przez dziadka pobytu w obozie pracy/ morderstwo lub strata dziecko, jak i codzienne typu "mama wisiała na mnie non stop gdy byłem dzieckiem obarczając mnie problemami, których nie byłem w stanie udźwignąć, więc teraz kłócę się z żoną", która również miała problemy z rodzicami. Autor staje w obronie żywicieli, którzy przecież też mieli w życiu różne przeboje, a nie koniecznie otrzymali pomoc i ins...