Tyle się ostatnio mówi o tym, że dobrze jest się akceptować, a temat wydaje się niezauważany. A to ktoś ci powie, że chyba ci się przybrało, albo ale z ciebie wieszak!, a to ci ktoś wytknie pierdyliard głupot, pouczy przy tym i wciśnie swoją złotą radę, a to żyćko znów dowali i odechce ci się wszystkiego, a jeśli nie masz w swoje zbudowanej pewności siebie i nie znasz swojej wartości i swoich granic, istnieje szansa, że jednak podupadniesz na duchu, zatniesz się w sobie, a na koniec zwalisz winę na siebie, bo przejmujesz się tyloma sprawami, więc to twoja wina, że nie wyszło, bo ...
Cienka jest granica między samoakceptacją a samo-nienawiścią. Można się tolerować na co dzień i nie wierzyć w miłe słowa innych ludzi - obcych czy bliskich, to bez znaczenia; kiedy ktoś ci mówi, że wyglądasz ładnie/jesteś super/zrobiłaś dobrą robotę - kiwasz głową ze sztucznym uśmiechem i wyrzucasz to drugim uchem, bo zwyczajnie w to nie wierzysz, a w ciszy i samotności gardzisz swą osobą, podkopując własne morale i podgłaśniając krytyczny głosik w głowie. Może żyjesz z kimś, kto ci dowala tak, że nie masz innej perspektywy. Może sama sobie dowalasz, bo... wstaw swoje doświadczenie. Trochę kicha, żeby na ringu życiu walić się po swoim łbie, wśród skandujących dopierdalaczy, a wierz mi: są ludzie , którzy nigdy nie będą kibicować ci tak gorliwie, jak wtedy, gdy ci nie idzie. Ba! Dopomogą ci spieprzyć humor, napsują nerwów, stworzą okropną atmosferę rozdmuchując wszędzie smród swojego ego, a na koniec otrzepią ręce mianując cię zgorzkniałą marudą i bombą zegarową, bo w końcu masz dość i wybuchasz - a więc to ty jesteś zła. Wiadomka. Łatwo jest domalować na obrazku wąsy, tak łatwo jak opierdolić komuś dupę za plecami. Jak to mówią - nie mów o sobie źle, ludzie zrobią to za ciebie. Proste, prawdziwe. Ty żyj tak, żeby spojrzeć sobie w lustrze w twarz i nie mieć chęci na nią napluć. Nie gardź sobą, są od tego poboczni widzowie, którzy wytkną ci każdy krok. A ty po prostu idź w wygodnych trampkach i uważaj na psie kupy. Resztą się nie martw - co nie zrobisz i tak nie uszczęśliwisz wszystkich. Ale jak będziesz żyć w zgodzie ze sobą, to będziesz uszczęśliwiać siebie. A wtedy będziesz mieć siłę na resztę.
I to nie bierze się z dupy. Oczywiście, nie ma w życiu lekko. Każdy z nas marzy po trochu o życiu jak w bajce, ale sorry, bo jesteśmy bardziej ogrem ze swoim bagnem. Może irytujący osioł chodzący za nami krok w krok to po prostu bagaż doświadczeń, jaki taszczymy na plerach i nijak da się go wyciszyć. Będzie nucił na przekór. Żadne gadańsko nie pomoże ci stanąć ani na nogi ani na głowie, żeby poskładać siebie i swoje życie do kupy, bo czasem zwyczajnie nie chce się słuchać. ALE. Daj sobie furtkę dla tego ale i postaw na ryzyk-fizyk, bo może właśnie niespodzianie otworzy się w tobie coś więcej ni furteczka dla zmiany i jednak wyjdziesz z bagna. Tak, potem możesz trafić i na smoka, ale czym jest dobra przygoda, jeśli pójdzie gładko. A jak nie masz siły na nic, to są specjaliści. Od bolących zębów jest dentysta, od psychy są specjaliści i porównanie jest może nie adekfatne, ale w skrócie: leczenie to nie jest wstyd. Ani zęba, ani psychiki.
Na start (nie, nie musisz czekać do pierwszego stycznia/ostatniego sierpnia/mikołaja/zaduszek/....) może ci być pomocna widoczna na zdjęciu książka Doktor Ani, w której znajdziesz masę doświadczenia i wierz mi, nigdzie ani jednego buziaka w pupkę, bo to nie jest tak, że żyćko jest czarno białe i wszyscy są be, a ty cacy. Każdy z nas ma skazy, wady, wyboje i przeboje - grunt, żeby się szanować i dogadać. Ale można też nad sobą pracować i iść przez to życie zadowolonym. #takietampieprzenie to tekst, który nakłoni cię do pomyślunku nad sobą, swoją sytuacją i w pupkę to cię może co najwyżej kopnąć. :-) ale tylko do przodu, tylko ku zmianie. (Ale też bez przesady, nikt tam nie ciebie nie krzyczy. Całusków może nie ma, ale pomyśl o tej lekturze jak o mentalnym przytulasie, który ma cię podnieść na duchu).
Komentarze
Prześlij komentarz
Cześć, miłego dnia i smacznej kawusi!